Strona:Andrzej Strug - Dzieje jednego pocisku.djvu/301

Ta strona została przepisana.

lusz i na buty. Zastanawiał się, czyby to wypadało zrobić na taki cel jedną niewielką, jut ostatnię w tyciu „komunę“.
— Lepiejby było nie, ale jakże inaczej? Było to istotnie jedyne wyjście. To też, nie przesądzając jeszcze sprawy, zagłębił się w dalsze uliczki i po drodze przystawał przed oknami sklepów i sklepików i badał sytuację. W jednym miejscu widzi, w sklepie mydlarskim siedzi za ladą sama jedna dziewczynina. W pokoju za sklepem pusto. A możeby spróbować? Ten ostatni raz? Przecie to nie dla siebie...
Nagle poczuł w krzyżach przenikliwy ból, który w jednej sekundzie przeszył go nawskroś. Obrócił się w mgnieniu oka i stanął oko w oko z Wickiem-Warjatem, z Woli, z którym miał śmiertelne porachunki. Wicek patrzył na niego ironicznie, otrząsał nóż ze krwi i zabierał się do odwrotu.
— Kwit z tobą „Kuroki“! Udryptałem się za tobą nieźle. Dobranoc towarzyszu! No?! Jeszcze mi do nóg nie padasz? Czy cię mam poprawiać.
I jak gdyby Rewilak tylko czekał na ten rozkaz, pochylił się, nogi się pod nim ugięły... Lewa ręka usiłowała jeszcze niedołężnie sięgnąć do kieszeni, gdzie była nieodstępna maszyna. Wreszcie padł twarzą do ziemi...

A Baćka zaniemógł ciężko. Z tydzień przeleżał w gorączce, nie wiedząc o świecie bożym. Kiedy się ocknął, poczuł gwałtowny napływ życia i sił. Mówił głośno, wymyślał żonie, odgrażał się