tego dnia, a który jeszcze tak niedawno złamał ją jakby nazawsze, na całe życie — teraz wydawał jej się drobną przygodą. Zachciała żyć, walczyć. O tem, co ją czekało — cokolwiekbądź to było myślała z radością.
— Ty jesteś poezja, młodość, jest w tobie lot. Rzeźnią i mordownią byłaby ta cała nasza robota, gdyby nie takie, jak ty, kobieta... Ot, do czego nam potrzebne kobiety — nietylko do tego, że kobieta może się łatwiej prześliznąć, że na nią mniej zważają szpicle na ulicy! Chciałoby się was oszczędzić, chciałoby się wam wyszukać samego piękna... Mało go w naszym życiu. Pocoś przystała do nas, do „rzeżników“? Nie leplejby ci było zapalać ludzi na wiecach, sercem dzielić się z masami, które łakną i pragną tego serca i tak mało go mają od tej całej partji...
Kama przerwała mu wzburzona:
— Dosyć! Już wiem wszystko! Nie macie prawa mnie wypędzać! Nie macie prawa mnie żałować!
— Chcesz zginąć?
— Chcę żyć i chcę zginąć!
— Dobrze, obiecuję ci — zginiesz! Ale zginiesz z pożytkiem! Ale przedtem dokonasz, zarobisz na tę śmierć, żeby po tobie został czyn prawdziwy.
Czyn... Pyłek to będzie drobny — wiedz i to, ale z miljardów takich pyłków tworzy się kurzawa dziejów. Kamo, dzisiaj zrobiłaś pierwszy twój wielki krok — to był twój chrzest. Czekają cię rzeczy trudniejsze. Będziesz mnie słuchała?
— Będę!
Strona:Andrzej Strug - Dzieje jednego pocisku.djvu/67
Ta strona została przepisana.