Strona:Andrzej Strug - Dzieje jednego pocisku.djvu/75

Ta strona została przepisana.

z wrzaskiem jakaś dziewczyna, oznajmiając, że na Wólczańskiej wojsko rewiduje wszystkie knajpy i że za kwadrans czasu dojdzie do rogu. Zakotłowało się wszystko i goście zaczęli się pchać do wyjścia, szybko płacąc, albo i nie płacąc w tym zamieszaniu. Zostało tylko kilku bardziej pijanych, którzy za nic nie chcieli uciekać, uważając to za hańbę. Tych powyrzucał, jak mógł, mały Moryc, wrzeszcząc i wymyślając, poczym posztykutał za ladę i stanął spokojnie, oczekując rewizji.
Spojrzawszy jednak na brata, zdumiał się:
— Gott der gerechte! Co ci jest Fryc?
Fryc stał z rękami, wzniesionemi do góry, a pełnego rozpaczy zeza wbił w sufit.
— Czego ty wyprawiasz komedje, głupi warjacie?. Nie przestraszaj mnie!
Szarpany przez brata Fryc oprzytomniał i wyznał, szczękając zębami, że tam u niego na górze pod łóżkiem Idy „paczka“, zostawiona przez jednego faceta, że po tę paczkę mieli dzisiaj przyjść, ale nie przyszli, że wobec tego knajpę skonfiskują, a ich obu powieszą.
— Co za paczka?
— Nie pytaj się, Moryc...
Młodszy brat stracił zupełnie głowę.
— Mów, co tam jest, ty gruba świnio!...
— Nie irytuj się, Moryc... O, już idą... — wrzasnął Fryc, usłyszawszy głuchy, ciężki tupot licznych kroków na ulicy, i jak warjat wypadł ze sklepu, a Moryc, klnąc i złorzecząc, wdrapywał się po ciemnych schodach na górkę. Szybko za-