Strona:Andrzej Strug - Dzieje jednego pocisku.djvu/82

Ta strona została przepisana.

— Niedaleko zajedziecie na kradzionej broni.
— Jaki z was towarzysz, kiedyście bombę zaprzedali? Tyż pepeesowiec, zaraz widać, te z was faja...
— On niewinny, brat wydał.
— Ale on odpowiada, on brał, partja z niego za to trzy skóry zedrze...
Fryc myślał, te mu się to wszystko śni, ale Moryc odrazu domyślił się, o co chodzi.
— Proszę o głos, towarzysze, kwest ja formalna! Towarzysze z polskiej partji! Znowu, widzę, jakieś ciemne duchy narobiły plotek i zamieszania. Znowu wrogowie proletarjatu oszkalowali partję S.D.! Żadnej prawdy w tym wszystkim niemal Nikt z nas nie wydał tego, o co wam idzie. Nikt nawet nie myślał tego zrobić. Towarzysze — bomba jest u nas i będzie wam wydana w porządku. Ale towarzysze, co to jest porządek? Porządek to jest — niech tu przyjdzie ten sam towarzysz, który ją przyniósł, albo niech przyjdzie człowiek z dokumentem od partji. My was nie znamy. Wy, z przeproszeniem, zabierzecie sobie tę rzecz we dwudziestu, a jutro przyjdzie drugie dwadzieścia, albo i sto dwadzieścia towarzyszy od partji i będą nam urągać i grozić, żeśmy nieznajomym wydali taką ważną rzecz...
— To jest prawda, te ona tutaj jest?
— Prawda. Kto z was jeden może ze mną pójść, to wam ją pokażę.
Poszli we dwu na górkę, a tymczasem Fryc jut nalewał gościom czystej z kropelkami, bo tego zażądali: