— To go nie minie.
— Wczoraj trzech powiesili.
— Dwu — bo jeden bandyta.
— Też człowiek.
— To się wie. Z biedy...
— A bieda skąd? — ozwał się basem jeden z przybyłych, chłop gruby, tęgi, o ciężkim wejrzeniu.
— Z za morza przyszła. Też zapytał!
— Gadaj, może wiesz?
— Wiem. Z naszej głupoty.
— Prawda jest — potwierdził gruby. Głupiśmy wszyscy, a nasza partja się nazywa głupią partją socjalistyczną.
— Oho!...
— Za to głupstwo ty głowy nadstawiasz?
— Djabli komu do mojej głowy...
— To poco między nami siedzisz?
— Czekam, aż zmądrzejecie. Ganiają za Karnakowem, celują w Karnakowa, przeklinają Karnakowa, a to jest jedno głupstwo. Powarjowali wszyscy w Łodzi z tym Karnakowem. Byle ciołek wykpiwa, pyta: cóz wasza bojówka? Karnakow się wam opłacił? Wiele dał?
— Ojej, chcieliby oni, żeby im kto uprzątnął, a oni do gotowego.
— Szajble! Silberstein! Gromany! Gajery! Poznański! Heinzel! Szylle! Bielszowski! Krusze-Ender! Kunitzer! Czy to ich brak? Mamy bomby, mamy broń — a oni żyją, tyją i to co zawsze robią? Pozawracali nam głowy inteligenci. delikatne panny,
Strona:Andrzej Strug - Dzieje jednego pocisku.djvu/84
Ta strona została przepisana.