Strona:Andrzej Strug - Dzieje jednego pocisku.djvu/88

Ta strona została przepisana.

rając się o głowy swoich panów i ciemięzców, którzy spali o tej porze po swoich pałacach w tym mieście Łodzi.
— Towarzysze z bojówki — spytał któregoś Fryc.
— My z gajerowskiej samoobrony. Po nocy nas ze snu zerwali...
— Skąd poszła taka głupia plotka?
— Djabli tam wiedzą...
— Może kto dla kawału puścił. Są takie bezpartyjne dranie. My się żremy, a dla nich tylko zabawa...
— Jutro się to wyda.
— Kazali bombę przynieść, żeby tam nie wiem co...
— I przyniesiemy, jak drut...
— Jeszcze o tym pogadamy. Lepiej się z nami nie spierajcie, bo przecie widzicie, że wam damy rady!...
— Przecie my was ludzie, nie znamy!
— Ale my siebie znamy.
Bracia opierali się tylko dla przyzwoitości, bo poznali, że ludzie są partyjni, przytym obydwaj radzi byli się pozbyć fatalnego depozytu.
Wreszcie Moryc uroczyście zaprowadził na górę dwu towarzyszy. zalecając jak najwięcej ostrożności, i pozwolił zabrać pocisk. Sprawa jednak nie zaraz się skończyła. Moryc, powołując się na lojalne załatwienie sprawy, zażądał „satysfakcji“. To jest:
— Honor za honor. Przechowaliśmy rzecz