Ale stara nie patrzyła na nic i nie widziała nic, ani ludzi, ani budowli, zagradzającej przed nią cały świat, ani przeraźliwego blasku świateł elektrycznych. Już oddawna zamarły w niej i wzrok i słuch i wszelkie ludzkie czucie.
Na zmordowany mózg spadł jak gdyby ciężki sen. Ciężko, niezgrabnie, skrzypiąco przewalały się po głowie odłamy jakichś nadzwyczajności, niebywałych nawet we śnie. Przeciągał jej ktoś przez głowę jakby szorstkie powrozy, ciężkiemi ciosami młota wbijano klin w coś niezmiernie twardego, tkwiącego w jej głowie. Nie było w tym żadnego bólu. Coś się w głowie wciąż zaczynało i urywało.
Zbierało się na płacz, ale łzy nie przychodziły. Coś się takiego Stało — niewiadomo co? Nie było w niej żadnej ciekawości. Wiele różności działo się w niej ustawicznie, ale już nic nie dziwiło.
Nie dziwiło jej i to, że stała się małym dzieckiem, że otoczyły ją płaskie, rozległe pola. Pasie jak wówczas, Łaciatą. Krowa targa ją za postronek i uparcie ciągnie się z przydrożnego rowu ku polu, gdzie w przepysznej, ciemnej zieleni stoi dorodna dworska koniczyna. Dziewczynina szarpie się z bydlęciem, krzyczy, płacze, wali patykiem po gnatach i boi się straszliwie, że lada chwila nadejdzie dworski polowy, straszny Jędrzej, ze swoją sękatą lagą, ze swoim grubym głosem. Już ją raz sprał, już raz jej zajął krowę, a w domu ją zbili trzy razy tyle. To pamięta i truchleje ze strachu. Cała zaprzątnięta krową, nie może ani spojrzeć ani na gościniec, gdzie przechodzą i prze-
Strona:Andrzej Strug - Dzieje jednego pocisku.djvu/91
Ta strona została przepisana.