Strona:Andrzej Strug - Dzieje jednego pocisku.djvu/92

Ta strona została przepisana.

jeżdzają ludzie ciekawi jacyś, nietutejsi, nadzwyczajni, co to nie siedzą w miejscu, tylko niewiadki skąd i poco wciąż po świecie ganiają. Tylko bije od nich gęsty kurz, co włazi w oczy i zakrywa wszystko i zasypuje, jak popiołem, twardą łykowatą trawę w rowie. Woła dziewczynina z całej siły: Łaciato! Łaciato, a bodajeś ty zdechła! A bodajżeś ty raz skisła!
Cichym szeptem wybiegają te słowa na usta starowiny. Piecze słońce. W oczach i w gardle pełno kurzu. Już nie ma sił-raz i drugi Łaciata, nie zważając na żadne bicie, zagarnęła chciwym pyskiem po dworskiej koniczynie. Lada chwila nadejdzie Jędrzej, wylezie skądściś, jak z pod ziemi, i stanie nad nią nagle z kijem, z krzykiem, zabierze krowę, pogoni do dworu...
Gdzie się ona nieszczęśliwa podzieje? Jej dziecinne, okropne nieszczęście jest tym okropniejsze, że w pamięci tkwi ciężar długich, dręczących lat czyjegoś starego życia, pełnego nędzy, bólu, poniewierki i straszliwego przepracowania. Już raz były te wszystkie nieszczęścia, przeżyły się, zabrały ze sobą wszystkie siły i wszystką krew i wszystkie łzy. A teraz ma się to wszystko jeszcze raz powtórzyć. Taki jest los, taka jest wola boska.
Kara boska, kara boska... Za co, sprawiedliwy Boże, karzesz dziecko nierozumne, za co je bijesz tak niemiłosiernie, srogi ojcze? Czemu ludzie wokoło źli, wściekli, nędzni?.. Taki jest świat, taki już jest ten świat! Niema rady, na to żadnej niema rady, cierp, człowieku, a znoś. Umrzesz — bę-