Strona:Andrzej Strug - Jutro.djvu/10

Ta strona została uwierzytelniona.

ci. Cała wykuta w mozole wiedza ulatnia się gdzieś w jednej chwili. Napróżno z rozpaczliwym wysiłkiem stara się sobie przypomnieć bodaj to, co jest zadane na ostatnią lekcję. Wpija się oczami w książkę, leżącą przed nim, nareszcie w ciszy pada czyjeś nazwisko i westchnienie ulgi i szczęścia wyrywa się z piersi. Na miejsce strachu wpada swawolna radość i trzepoce jak rajski ptak wielobarwnemi skrzydłami. Radaby się wyzwolić i rozszaleć w głośnym śmiechu, w szerokim okrzyku, w niezliczonych, przepysznych figlach, które jedne szaleńsze od drugich cisną się do głowy, coraz śmieszniejsze, coraz bardziej niemożliwe. Usta zaciskają się w wysiłkach opanowania tego rozsadzającego całą jego istotę śmiechu. Dusza czeka i pragnie czegoś, coś spełni się niebawem, jakieś szczęście, nad które niemasz równego. Cały świat znika wobec tego niesłychanego momentu: na dalekim kościele odzywa się i zaczyna śpiewać weselną pieśń sygnaturka. Wszystko się naraz