co czynić będą te białe ręce, ta niewidzialna postać. Strach tak okropny, że krzykiem, jękiem i miotaniem się po łóżku płoszył straszny sen, i znikało wszystko. Gdy był dzieckiem, budził się z tego snu z wrażeniem, że jest zamurowany. I istotnie ze wszystkich czterech stron, kędy się tylko zwrócił, napotykał ścianę. Na płacz i krzyki przychodziła matka ze świecą i zastawała go we łzach, w bezgranicznym przerażeniu, przytulonego do ściany. — Co ci, synku? — Zamurowali mnie, znowu jestem zamurowany. — Niema żadnego muru, to ci się przecież śniło! — Wierzył, ale bał się zostać sam, płakał i prosił. Kończyło się na tym, że go matka brała do swojego łóżka i długo musiała go pieścić i pocieszać, zanim usnął. Przyjaciel jego, dekadent i okultysta, znał dobrze ten mur. Gdy go budziły w nocy krzyki i jęki, szarpał przyjaciela, budził i pytał: — Znowu mur? — Tak, niech go djabli... niepotrzebnie jadłem na noc tę padlinę w knajpie. — Za-
Strona:Andrzej Strug - Jutro.djvu/107
Ta strona została uwierzytelniona.