Strona:Andrzej Strug - Jutro.djvu/111

Ta strona została uwierzytelniona.

wykonywujące rozkazy z góry. Niema o czym gadać. Mówili tedy o czym innym i tak zeszła godzina. Gdy wrócił do celi, miał wrażenie, że się widział z przyjacielem.
Na chwilę powróciła dawno zapomniana, dawna, mocna radość na wieść, że sprawy idą dalej swoją koleją, rozpędzając się ku jakiejś wielkiej, wielkiej przyszłości. Na moment uczuł się jeszcze związanym z życiem. Był to już bodaj ostatni taki moment. Jak obalony w ataku żołnierz, patrzył konającym okiem na dalszą bitwę i w godzinę śmierci uśmiechał się, widząc nacierające szeregi, przewidując wielkie, promienne, już potym, już po swojej śmierci nastąpić mające, niechybne zwycięstwo. Był to jego dobry dzień, dzień wyjątkowy, żyjący. Przyniósł mu go ten człowiek nieznajomy.
Polubił go, pokochał. Widywali się często. Pan obrońca przyjeżdżał co parę dni, bez potrzeby, bo nie mówili o sprawie, przywoził mu książki, pisma i rozmawiali tak,