ludzką umysły, co jest spisane w odmęcie ksiąg, przelane w morzach krwi, wytrawione w torturach, w ukrzyżowaniach, wypalone w stosach męczeńskich? To — nad czym jak chwila mijało niejedno długie, pełne nadludzkich prac i przepotężnych myśli życie mędrca, co pokolenia przekazywały pokoleniom rozpoczęte i nigdy nie dokończone, coraz inne, zmienne, odnowione i wiecznie takie samo?
Nie, o tym nie myślał nigdy na serjo. Nie myślał i teraz. I zawsze i teraz mówił sobie jedno: nie wiem. Wystarczyło tego, żeby żyć, wystarczyłoby i na śmierć zwyczajną, na taką, jaką umierają wszyscy. Ale na jego umieranie za mało było tej prostej filozofji. Jeszcze wczoraj powtarzał sobie: nie wiem i nikt nie wie — i uspokajało go to na długo. Mógł żyć jak żył i myśleć o wielu rzeczach zwyczajnych postronnych. Albowiem wczoraj jeszcze był żywym, choć skazanym człowiekiem. Czekał na swój
Strona:Andrzej Strug - Jutro.djvu/123
Ta strona została uwierzytelniona.