otworzyć oczy! Niech się dzieje co chce, byle nie patrzeć, nie widzieć! Prawda? Co jest prawda? Prawdziwa godzina, ta, która jest teraz, o tej chwili?
— Nie chcę, nie chcę! Nie! Nie! Nie!
Zegarek szczękał, zgrzytał, kuł — szybko, szybko. Nie ustawał ani na chwilę. Śpiesznie, głośno, wyraźnie wybijał sekundy. Okropna, ślepa machina cięła szybko na kawałeczki to, co mu zostawało. Ubywa, ubywa życia — coraz go mniej, znowu i jeszcze, i jeszcze mniej. Wiele jeszcze? Może nic? Może już? Niewiadomo. Spojrzeć? Nie! Nie! Jakie to straszne nie wiedzieć! Tak, ja się boję. Boję się dowiedzieć.
Wciskał twarz w dłonie. Trzęsły mu się ręce i miotały głową. Żadna myśl nowa nie mogła się zrodzić, żadna nie mogła się wydobyć z chaosu. Wrósł w jedno miejsce i nie mógł się zeń ruszyć. Szarpnął się ostatkiem sił i stracił grunt pod sobą. Poleciał w dół. Chwyta się próżni. Nieludzkie
Strona:Andrzej Strug - Jutro.djvu/130
Ta strona została uwierzytelniona.