cze czuła swoją moc i żądzę. Przed chwilą jeszcze słyszał, wyczuwał, wiedział... Gdzież zapadło się to, jeżeli było? Co za szatan wymyślił to, jeżeli — jeżeli... Nie, to nigdy nie mogło być. Już nie rozważał pozorów, tajemniczych znaków i całej okrutnej ułudy, nie chciał wiedzieć, skąd to przyszło, nie chciał pamiętać, jak było. Obudzony pęd do życia ciążył mu, zginał go do ziemi. Walczył z oczywistością i nie dawał się pokonać. Zapomniał o tym, że był w grobie, już oddawna umarły — chwili jednej starczyło, by się zerwał z udanego letargu. Wołał, krzyczał, wył: chcę! chcę! chcę! W ostatnim wysiłku targnął się, podniósł się do najwyższej potęgi — i w jednej chwili padł i skonał.
Wróciło trzeźwe myślenie. Oczy jasno już widziały prawdę murów, prawdę krat i rygli, prawdę niezłomnej przemocy — okrutną prawdę osamotnienia. Spokojnie i jasno paliła się lampa na stoliku. Stos książek, pió-
Strona:Andrzej Strug - Jutro.djvu/136
Ta strona została uwierzytelniona.