żało się coraz głębiej, aż skonało bezprzytomnie.
Ku ziemi pochyliło się czoło, w ziemię wbiły się oczy. Nie wiedział o niczym. Zabolała głowa. Dopiero teraz spostrzegł, uczuł w czaszce ten ból dojmujący. Mózg zdawał się wrzeć i kipieć. Jak dzwon, biły tętna w skroniach. Ten fizyczny ból przypominał mu, że jeszcze istnieje. Jakiś bezkształtny okruch uciechy był w tym nielitościwym cierpieniu: musiał je znosić, myśleć o nim, zaciskać zęby z bólu, zaprzątać się całkowicie tym, że boli głowa. Pozatym nic nie istniało więcej.
Jak długo to trwało? Nie wiedział. Ucichał, ustawał ból. Budził się jakby ze snu, który chyba długo trwał, długo opętywał mu myśli i prowadzał je po obłąkanych drogach. Otrząsał się i powracał do siebie. Cieszył się: — jeszcze jestem! Poznawał siebie, witał z radością. Szły precz i znikały mary i przywidzenia. Niejasnym, za-
Strona:Andrzej Strug - Jutro.djvu/139
Ta strona została uwierzytelniona.