Strona:Andrzej Strug - Jutro.djvu/14

Ta strona została uwierzytelniona.

nych. Otoczył go świat ułudy, który jak powietrze wypełnia samotne cele więzienne. Dziś jeszcze szczelniej zawarły mu się oczy duszy na wszystko, co było prawdą. Jakaś mądra, dobra dłoń zatulała mu powieki, kojąco, z serdeczną opieką kładła się na duszy. Lecz znowu nadciągały szepty niewiadomych słów i rozpoczynały swoją przejmującą opowieść. Tuż, tuż ocierały się o niego skrzydła niepojętej zgrozy. Ktoś niewidzialny domagał się napastliwie: odpowiedz! mów! Niejasny, obcy kształt myśli wirował w mózgu, przybierał zwodnicze maski i za każdą przemianą czekał, pytał: Nie poznajesz mnie?
Z zamętu dobywał się na mgnienie oka ułamek miłego sercu widzenia. Z pożądaniem i tęsknotą pił te skąpe krople dobrej rosy i po chwili, zawiedziony, pragnął bardziej, cierpiał bardziej. Oto pierś jeszcze wznosi się w westchnieniu za tą chwilą, która olśniła go i przeszyła nawskroś i zagasła. Długo jeszcze biegnie za nią myśl, pracowitym wspominaniem