licach wznosiły się świątynie niewiadomej wiary — objawienia. Stały między nim a przyjść mającym wydarzeniem stulecia, pełne życia narodów, dziejów myśli, klęsk i zwycięstw, słały się szare, codzienne płaszczyzny niezliczonych pokoleń, a poza niemi barwiły się zorze, zarysy, dalekie początki rzeczy, mających się przeżyć, odbyć aż do samego ich końca. Jeszcze raz miał powstać z niczego świat, stać się miała światłość — dzień po dniu powtórzyć się miał i wypełnić żywot ziemi — oto narodziny pierwszego życia, tysiące stuleci trwające, oto pierwszy dzień człowieka. Przez odmęty czasów świta pierwsza myśl — troska, unosi się ku górze pierwsze zapytanie. Wieki prac, walk, ksiąg, wiar, szukania, zawodów. Imiona, imiona, ocalałe szczątki tego, co niegdyś było żywe i tworzące.
Jeszcze przed chwilą był daleki, był bezpieczny za osłoną czasu. Kiedyś, kiedyś miała się stać ta daleka groźba, ta rzecz
Strona:Andrzej Strug - Jutro.djvu/142
Ta strona została uwierzytelniona.