Strona:Andrzej Strug - Jutro.djvu/145

Ta strona została uwierzytelniona.
141

się olbrzymie złote wrota, dopuszczały go do siebie miejsca tajemnic. Mijał je, mijał długo lekkiemi kroki. Wypowiadały się tajemnice zwolna, spokojnie: dawały się odczytywać stare odwieczne napisy w niewiadomym języku, przez niewiadomych ludzi kiedyś, kiedyś głęboko w kamieniu wyryte. Pozwalały na siebie patrzeć i w jednym spojrzeniu odgadywać niepokalane kształty posągów; gdzieś w załamaniu murów, gdzieś po wnękach stały uosobione, zastygłe w niedoścignionym dla dłuta mistrzów wyrazie światy najdoskonalsze i porywały w siebie duszę zapatrzoną. Szedł, mijając nieskończone nawy. Biegły daleko, póki sięgało oko. Rozbiegły się ściany we wszystkie strony, i jeno na widnokręgu stały olbrzymie mimo oddalenia kolumny, a nad głową niebo sklepione. Jak gwiazdy tkwiły na nim roje uwiecznionych byłych i niebyłych postaci, zdarzeń, myśli. Był samotny jak za światem w tym pustym ogromie i był w nieustają-