Strona:Andrzej Strug - Jutro.djvu/154

Ta strona została uwierzytelniona.
150

zmienić nie może. Był jeszcze przez krótkie mgnienie oka jakby żal, że nie jest wszystko jak on. Pogrążył się w cichej, niezamąconej rozkoszy wiecznego trwania. Rozumiał teraz, o czym dumają szczyty gór, kiedyś w praczasach powstałe i świadczące martwym swoim żywotem wiekom, ludom, ludziom. Cienie jego myśli były jak przebiegające górą pasemka obłoków, które nikłe są i co chwila znikają, rozmdlewając się na niebiosach, a żyją w treści swojej wiecznie, bardziej niespożyte, niż najtwardsze skały. Cichy, jesienny, pełen tajemniczej władzy szelest uschłych, opadłych liści ozwał się w nim jak szeptanie wszystko rozstrzygającej nadludzkiej mądrości. Już wiedział, co znaczą i co radzą głuchej duszy człowieka żywe i rozkoszne głosy umierających jesienią liści. Jakże głupi i ciemny jest dumny człowiek — jakże jest nieszczęsny w tej dumie swojej!
Była tej prawdy jedna krótka chwila. Za-