Strona:Andrzej Strug - Jutro.djvu/157

Ta strona została uwierzytelniona.
153

mnienia, wyobrażał sobie, jak zasypują jego trupa, jak wyrasta nad nim trawa, jak ciało jego tam w dole potwornieje, gnije, zanika, wsiąka w ziemię. Czuł nieznośny ciężar swego ciała. Dźwigał w ostatnim wysiłku, z pociechą, że to już niedługo, ciężką obolałość głowy, omdlenie rąk i nóg, bezwład, który zginał go ku ziemi. Przemknęła się chwila jakby rozkoszy w odczuwaniu tej bolesnej niemocy i odrazy do siebie: minie to zaraz, urwie się, zniknie, sczeźnie. Dotykał twarzy, zblizka i uważnie oglądał swoje ręce. Był sobie obcy, dziwił się a zarazem nie dziwił się temu. Dwoił się sam sobie, zobaczył siebie jakby w lustrze i z uczuciem wstrętu oglądał swoją zmienioną twarz, przemordowaną, bladą jak ściana. Przez chwilę widział całego siebie, to znowu jedne tylko ciemne podsiniałe swoje oczy na tle bielonej ściany. I zdawało mu się, że mógłby do tych oczu mówić, jak inny człowiek,