Strona:Andrzej Strug - Jutro.djvu/16

Ta strona została uwierzytelniona.

jeniu i nie było w ich szczęściu żadnej skazy, żadnego ponadto pragnienia. Raz, mijając się, zawahali się oboje, zatrzymali się na sekundę i z rozkosznym zdumieniem patrzyli na siebie. Lecz nie wiedzieli, co mówić, co robić. Rozdzielił ich płomienny wstyd. Tak to było...
Gdzieżeś, dzieweczko, gdzieżeś ty jest w tej godzinie? Kwiecie przeczysty i zapachu dalekiej mojej młodości! Czemuś wychyliła jasną głowę i promienne spojrzenie swoje z odmętu zapomnianych zdarzeń, z grobu, kędy leżą umarłe lata moje? Skąd przyszłaś do mnie taka jak wtedy, poco odmieniłaś mnie na tę krótką chwilę, bym w żalu niewczesnym, w bólu gorzkim rozpamiętywał?...
Przywarł głową do ściany i w bezwładności myśli wpatrywał się w tamte czasy, łzy cisnęły się do oczu. Skąd ten ból? Czemu tak strasznie boli?...
Z głową przyciśniętą do zimnego muru pytał, czekał. Lecz nie odkrył mu swego istnienia tajemniczy ból. Nie rozpowijał się