Jeszcze raz stał się człowiekiem, by umrzeć jako człowiek przytomny. Bez obłąkanej, znieczulającej radości. Bez rozpaczy i ślepego strachu. I bez ułudnego rozumienia tego, co się miało stać, a czego nie zrozumiał żaden żywy człowiek.
Spokojne męstwo, to, które jest dostępne człowiekowi i godne człowieka, wystąpiło teraz i stanęło na czele legjonów myśli. Szybko, lecz bez pośpiechu przechodziły ostatnie, już ostatnie chwile. Nie olśniewał ich urojony blask jakiegoś zaświatowego poznania, jednak były one jasne, szczere, własne.
Jeszcze raz spojrzał na wszystko, co pozostaje. Bez pogardy dla małości spraw ludzkich, bez zawiści ku tym, którzy będą żyli w ciągu całego dzisiejszego dnia i wielu, wielu jeszcze dni. Wrócił, odnalazł siebie.
Myślał tak, jak gdyby był uczestnikiem prac i walk. Jak gdyby w tej właśnie chwili dokonywał swojego czynu, rozpoczętego kie-
Strona:Andrzej Strug - Jutro.djvu/161
Ta strona została uwierzytelniona.
157