Strona:Andrzej Strug - Jutro.djvu/17

Ta strona została uwierzytelniona.

ze swoich ciemnych szat, mroczny, osłonięty, nieodgadniony. W jego głębokim cieniu trwożyła się dusza bezbronna, bezradna. Fale smutku biły weń ustawicznie z nieprzebranego ciemnego morza. Coraz nowe, coraz inne. Przeszywał go ostry, przenikliwy sztych, gniótł go i miażdżył potworny ciężar, dusiły go czyjeś nieubłagane, potworne dłonie.
Aż uczuł, że przygarniają go do siebie czyje ramiona, cisną go do kochającej, nieprzebranie miłosiernej piersi. Serdecznie i mocno, mocno aż do bólu oplotły go ramiona nieznanego przyjaciela, jedynego na ziemi brata. Nie pytał, kto on, skąd się zjawił. Trwał w jego uścisku na jego wszechczującej, zbolałej piersi. Pogrążał się w spokojnym kojącym czuciu, w sennej, ze wszystkim już pogodzonej gotowości. Ja wiem, ja wiem, odpowiadał na rzewne, pełne łez szeptanie ducha-pocieszyciela. Ja wiem... i chociaż słowo to było jeszcze bez pojęcia swego, choć jesz-