lowym udręczeniu myśli, noce były bezsenne, pełne przywidzeń, nawpół obłąkane, męczące. Teraz zdawał się usypiać. Oddychał równo, głęboko. Wszystko oddalało się gdzieś i znikło. Kojący mrok spadł na obolałe, piekące oczy.
Nie słyszał, gdy otworzyły się drzwi i na progu stanął naczelnik więzienia. Nie słyszał, gdy cofnął się dyskretnie i znikł.
Po bruku hurkotały ciężko armaty, rozlegały się wrzaski komendy i podobne do gromadnego szczekania złych psów pozdrowienie roty, witającej jakiegoś gienerała. Potym przypłynęły rytmiczne dźwięki trąb przechodzącej gdzieś daleko orkiestry. Gdzieś daleko i blizko, słabo lub głośno odzywały się sygnały parowozów, zahuczał głucho most kolejowy pod przejeżdżającym pociągiem.
Godziny płynęły. Cicho odemknęły się drzwi. Cicho wsunął się żołnierz z obiadem, postawił na stole talerze i wyszedł, nie spojrzawszy na więźnia.
Strona:Andrzej Strug - Jutro.djvu/20
Ta strona została uwierzytelniona.