ale było w tym wszystkim coś, nie dającego się ogarnąć żadną miarą. Od tylu miesięcy przeżywał z dreszczem i zgrozą a najczęściej przeżuwał z nudą tę myśl o nieuniknionej a blizkiej śmierci. Teraz, gdy ona nareszcie powiedziała mu: „już — koniec — jutro“, uwierzył. Uwierzył, lecz nie mógł o tym myśleć, jako o rzeczy realnej, prawdziwej. Musiał myśleć o sobie nieistniejącym, wyobrażać sobie rzeczy niepojęte. W ciągu całych miesięcy zuchwale patrzył prosto w oczy niezłomnej, śmiertelnej potędze i wytrzymywał jej straszliwe, zimne spojrzenie. Była to jakby jeszcze walka. Było to jeszcze zupełnie ziemskie, proste i zrozumiałe zmaganie się z wrogiem. Wiedział, że nie zwycięży, wiedział, że zginąć musi, ale walczył już nie o zwycięstwo, ale o swoją cześć, o swój honor bojownika. I spokojnie patrzył w oczy niechybnej śmierci, tak samo jak podczas sądu patrzył na swoich sędziów.
Ale teraz walka była zakończoną. Teraz
Strona:Andrzej Strug - Jutro.djvu/30
Ta strona została uwierzytelniona.