Pomiędzy nim a jego celem przebiegały samowolne gromady rzeczy drobnych, śmiesznych, zjawiających się jakby na urągowisko. Momenty dawno przeżyte, zapomniane i nie warte wspomnienia pchały się teraz do głowy z bezczelnym uporem. Jakieś nonsensy, jakieś nieprawdopodobne hece zjawiały się w chwilach, gdy już, już zdawało się, że dochodzi do marzonego miejsca, do jakiegoś wyniosłego szczytu, skąd widać wszystko.
Nie umiał myśleć. Nie urodził się myślicielem, ani go nauczyło tej trudnej roboty życie ani te sprawy, którym długo wiernie służył. Gardzono tam filozofjami. Z kim i kiedy miał o tym rozprawiać? A szło mu teraz tym trudniej, że miał rozmyślać o sobie i na swój własny użytek: o swojej sprawie, o swojej śmierci, o swoim życiu — i że z tego nie miało być żadnego celowego działania, żadnej produkcyjnej roboty (boć i tak przecież umrze, jak należy), jeno tak sobie — dla czystej metafizyki i dla własnej ulgi. W życiu
Strona:Andrzej Strug - Jutro.djvu/33
Ta strona została uwierzytelniona.