odzwyczaił się od zajmowania się sobą. Ilekroć jednak usiłował wzgardzić tym zagadnieniem i pominąć je, jak się pomijało wszystko, co swoje i własne — sprawa ta przyoblekała się w przejmującą grozę i powagę, wznosząc się jako potęga, nieubłagana w swoich rozkazach. Rozkazu tego musiał słuchać i powracał do okropnej swojej pracy.
Formułował sobie w jasnych słowach, w krótkich myślach to, co chciał wiedzieć. Układał szeregi pytań i zdaleka chytrze obchodził wroga. Marzył, żeby wyczuć choć cząsteczkę, choć odrobinę prawdy. Zadowoliłby się byle czym. Uspokoiłby się natychmiast, gdyby usłyszał choć jedno „tak“, choć jedno „nie“ na którekolwiek z niezliczonych zapytań swoich. Ale pochłaniała je wszystkie pustka, nieogarniona przestrzeń bez echa.
Od tych wysiłków zaczęło wreszcie ustawać wszelkie rozsądne myślenie. Mąciło mu się w głowie. Groźna przed chwilą prawda
Strona:Andrzej Strug - Jutro.djvu/34
Ta strona została uwierzytelniona.