Strona:Andrzej Strug - Jutro.djvu/39

Ta strona została uwierzytelniona.

napiera ramieniem. Mozoli się w pocie czoła, oddech świszczący dobywa mu się z piersi. Cisza, cisza w olbrzymim wymarłym domu, setki zamkniętych okien. Z za szyb, z za firanek i zasłon ukradkiem ze wszystkich pięter od dołu do góry patrzą wystraszone oczy na robotę starego człowieka. Trwoga śmiertelna w oczach, pobladłe wargi coś szepcą — głowa przy głowie w każdym oknie...
...Zdaleka leci i zbliża się żelazny łoskot i huk, wokoło noc, wokoło las, gwiazdy na niebie. Tuż obok gromada ludzi, ukrytych w zaroślach i w nocy. Huk nadlatuje, drży ziemia, drży serce, dołem nizko przelatuje obłok gasnących iskier, szereg jasnych okien wagonów, na mgnienie oka trzy czerwone latarnie, i huk się oddala, i długi, smutny sygnał. Cisza — co będzie teraz tam? Co będzie tam w dalekiej ciszy? Wytęża, wytęża się słuch...
...Zawrotnym pędem zapada się w dół winda kopalni, ucieka z pod stóp ziemia, ręka