Strona:Andrzej Strug - Jutro.djvu/40

Ta strona została uwierzytelniona.

kurczowo ściska żelazne pręty. Ustaje bicie serca, dusi się oddech w piersi — całe lata, wieki spada tak wśród czarnej nocy...
...Głodny bezdomny pies przemyka się pustą ulicą — jego biedne oczy — żal, żal, któż zniesie skargę psiego spojrzenia?...
Przyszedł moment, gdy rozpierzchły się wszelkie obrazy, skojarzenia i kombinacje. Oddawna nie było w nich żadnej treści, teraz znikła sama forma. Pozostał falujący, kołujący powolny ruch. Sypał się jakby obfity chłodny, suchy śnieg. Wir, zwolna się obracający, wciągał w siebie drobne białe cętki. Niechętnie poddawały się, uciekając nagłym podrzutem ku górze. Rychło wracały, układając się już posłusznie w ruchome, zstępujące ku dołowi koliska. Zwężały się ich obroty, zmieniały się ich barwy. Ciemno fijoletowe, głębokie chmury pyłu wlokły się leniwie ku miejscu, w którym rozjaśniały się ciemności. Oto doszły i przewalają się w żółtym rażącym pasie promienia. Wciąga je i chłonie ja-