przeczytać tej książki; nie może już rozumieć tego, co czyta; nigdy się nie dowie, jak rozwijały się i zakończyły wymyślone losy tych nigdy nieistniejących ludzi. W ciągu paru ostatnich dni zespolił się z niemi i zżył dziwnie. Wszedł między nich z duszą poruszoną, wówczas, późnym wieczorem, gdy powrócił ze sądu, zmordowany i zdręczony. Zaczął czytać i na kilka godzin przeniósł się w inne czasy, wcielił się w owych ludzi. Tej staroświeckiej powieści, temu zupełnie pośredniemu dziełu znakomitego pisarza zawdzięczał ostatnie godziny spokoju, ostatnie godziny tego, co jeszcze można było nazwać życiem. Reszta były to albo zupełne odrętwienie i apatja, albo też bezpłodne, nie do zniesienia wyczerpujące kołowanie myśli w pustej przestrzeni: było to wpatrywanie się w zjawisko bez kształtu, rozważanie rzeczy, nie mającej w sobie ani jednego wyrazu, dostępnego myśli człowieczej.
Żegnał się z przerwaną opowieścią. Na
Strona:Andrzej Strug - Jutro.djvu/42
Ta strona została uwierzytelniona.