Strona:Andrzej Strug - Jutro.djvu/45

Ta strona została uwierzytelniona.

party. Wyobrażał sobie wieś, szerokie łąki, żółte od kaczeńca, świeże, jasne listowie lasów, przypomniał sobie słyszany kiedyś śpiew wiejskiej, wykręconej z wierzby fujarki, przypłynęła doń słodka jak wiosna piosenka skowronka... Radował się tym szczerze, głęboko, bez goryczy, bez zawiści. Niechaj żyją ludzie, niechaj się cieszą, niech doczekają lata, jesieni — i długo, długo, co roku poją się pieśnią młodości i odrodzenia — tym szeptem liści wiosennych, wonią wilgotnej ziemi, pięknem, zdrowiem — życiem...
Urwał gałązkę z drzewa i z rozkoszą przytulił twarz do chłodnych, pachnących liści. Pochylił się nad klombem, zerwał kilka białych stokrotek i jakiś śmieszny, wzruszająco skromny żółty kwiateczek. Z głęboką uwagą wpatrywał się w białe gwiazdeczki stokrotek, jak gdyby je widział po raz pierwszy w życiu. Oderwał go od tego żandarm. — Niewolno rwać kwiatów, co to, nie wiesz pan, czy co? — Wiem, ale urwałem dla tego, że mnie jutro