Strona:Andrzej Strug - Jutro.djvu/53

Ta strona została uwierzytelniona.

zachowano? Nie znają się tam na liryzmach, nie jest to we zwyczaju, a zresztą nie czuje żadnej potrzeby, jeżeli mówić otwarcie. Nie żył bowiem z nikim blizko, po ludzku. Nie było na to czasu. Razem pracowali, razem śmierci zaglądali w oczy, schodzili się na „biurach“, gdzie gadali tylko o robocie. Tak przeżył z niemi koło dwuch lat. Dopiero tutaj, w więzieniu zastanowił go jego dziwny stosunek do towarzyszy. Tak, to było dziwne, nie mógł się z niemi zżyć. Na ten czas wojny jak gdyby zatracił czucie ludzkie. Inni przyjaźnili się ze sobą, trzymali się kółkami. Na tle straszliwego napięcia życia bojowego kojarzyły się przyjaźnie na śmierć i życie. Nie jedna piątka ginęła w ślepej obronie przyjaciela-towarzysza, gdy już nic nie mogło go uratować. Bez wahania sam i na własną rękę wbrew zakazom lazł w paszczę śmierci bojowiec, by pomścić druha. A kobiety? Pod płonącym stropem, w upalnym powietrzu pożaru za-