mi i dziwaczał. Drugi traktował tę karjerę z pogardą i brutalnie wyśmiewał się z zawiłych sonetów i z czarnych, okropnych obrazów przyjaciela. Był bowiem zagorzałym partyjnikiem i drwił z dekadentów. Uważałby sobie jednak za straszną zniewagę, gdyby mu przyjaciel nie pokazał każdego nowego kartonu, nie opowiedział doń całej fury komentarzy, gdyby mu nie odczytał każdego nowego utworu. I mistyk wtajemniczał go w swój zamknięty świat: pozwalał jemu jednemu oglądać swoją nagą duszę. Kłócili się okropnie, a żyć bez siebie nie mogli. Wreszcie, kiedy dekadent pojechał do Paryża do Sar Peladana, de Guaita’y i do Ecole des Sciences hermétiques, by całkowicie zwarjować w objęciach okultyzmu, zagorzały i niezłomny społecznik po pewnym czasie podążył tam również w celach partyjnych. I znowu zamieszkali razem, obrawszy sobie w tym celu wązką, starą jak świat uliczkę — jeden dla tego, że na niej jakoby miał mieszkać w w. XIV ów nieporównany
Strona:Andrzej Strug - Jutro.djvu/56
Ta strona została uwierzytelniona.