Oto zbliża się już to, czego potrzeba, myśl prawdziwa, myśl przewodnicza, prowadząca do przejasnego rozumienia.
Ale wróciło znowu tylko niewytłumaczone powątpiewanie. Czyż to podobieństwo? Czyż jest możliwym, by istota żywa, która oto myśli, oto pisze, oto ogarnia wszystko i rozumie, mogła tak odrazu zniknąć, sczeznąć bez śladu, stać się zgnilizną na ziemi i niczym — tam? Gdzie — tam? Przecie żadnego „tam“ niema? Jednocześnie z jednakową wiarą i przekonaniem rodziły się w nim dwie myśli: — Nie umrę jutro, to jest nonsens. — Umrę jutro, to jest prawda. Myśli te rozwijały się i szły razem zgodnie: — Nie może to być, albowiem nic z tego nie rozumiem, nic nie mogę pojąć. — Obędzie się bez mojego rozumienia i rzecz się stanie; kto mię pyta, czy rozumiem? Kto się mnie pytał, czy chcę umierać? Po krótkim momencie bezmyślnej zadumy znów odezwały się głosy: — Nie mogę się z tym
Strona:Andrzej Strug - Jutro.djvu/62
Ta strona została uwierzytelniona.