marnym jest człowiek! Człowiek — niewiadomo, człowiek może — ale ja... ale ja...
Właśnie stawały mu wyraźnie do oczu nieprzebrane myśli jego — wyszarzane, splugawione i zbrukane od zużycia jak stare czyjeś łachmany. Znużone, ogłupiałe, znikczemniałe w długim, nieustającym już od tak dawna deptaniu na jednym przeklętym miejscu. Tłoczyły się, przepychały się przez siebie, poniewierały się nawzajem, walczyły, wydobywały się na wierzch, tratując inne, padały, czołgały się, wyjąc, żebrząc, złorzecząc. Były odsłonięte w bezecnej swojej nagości. Były sobą, to była prawda i to było straszne. Były wszystkim, co dusza wydała ze siebie w męce. Gdzieżeście wy, myśli dumne, myśli czyste? Gdzie wyniosłe męstwo? Cicha słodycz poświęcenia? Gdzie spokojne, jak sen dziecka, przeświadczenie? Gdzie szczera i piękna pogarda śmierci? Gdzie cnota rycerska?
Są, są wszystkie w tym tłumie. Wszystkie
Strona:Andrzej Strug - Jutro.djvu/72
Ta strona została uwierzytelniona.