jego minutę! Liczył czas, spędzony w więzieniu, przypomniał sobie momenty, które nastręczały się same, skłaniały go do rozważań, ułatwiały porachunek z życiem. Napróżno niosły one w sobie głosy napomnienia, życzliwe przestrogi — napróżno czekały długo, cierpliwie. Teraz już za późno — teraz już niema kiedy.
To jest straszne — myślał — ale ja jeszcze nic nie wiem. Bez tego wiedzenia nie doczekam jutra. Powieszą nie mnie, lecz obłąkanego. Za parę chwil może być już za późno. Jeżeli teraz, natychmiast nie zacznę myśleć rozsądnie, to już nie dojdę do żadnego ładu. Wpadnę w szał. Ja to wiem, i chcę myśleć chłodno, rozsądnie. — A dla czego nie masz wpaść w szał? Właśnie dobrze! Idzie ci o żandarmów, o tych jutrzejszych urzędników, żeby się zbudowali, o to, żeby jutro widzieli żołnierze, że przytomnie i odważnie idziesz? Mały człowieku, wieczysty niewolniku! — Ale i tę myśl
Strona:Andrzej Strug - Jutro.djvu/78
Ta strona została uwierzytelniona.