gdy przyjdzie stanąć pod szubienicą. Ale rychło rozchwiało się to pod wichrem radosnej nowości tego życia i każdego jego dnia. Śmierć wówczas była głupstwem, była niczym. Śmierci ówczesnej nie pamiętał. — W momentach walki nie było jej również. W uszach grzmiały strzały, myśl była zajęta, dusza w uniesieniu. W przeddzień wyprawy zawiele było roboty, żeby można było filozofować. Znowu nie. Ale przyszedł moment, kiedy jeszcze daleko, daleko była śmierć, ale gdzieś już była. Już zawisł na szubienicy Okrzeja, już siedziało po więzieniach wielu towarzyszy z szeregu. Zjawiało się już przelotne wyobrażenie ponurego czekania na śmierć. Nastały czasy szybko mknące — kiedy uśmiechać się zaczęło blizkie zwycięstwo sprawy, a uśmiech ten płoszył ponure cienie.
To był wstęp. To nie było jeszcze nic. Przebiegły dni wolnościowe, jak szereg szybkich snów. Zaczęła się walka wielka, ciężka. Jak dymem zamroczył się świat i wiadomo
Strona:Andrzej Strug - Jutro.djvu/80
Ta strona została uwierzytelniona.