koniec dobrze zarobić. Zaczął się rzucać jak straceniec w sam ukrop walki. Podejmował się najtrudniejszych, najszaleńszych zadań. Ze swoją bezczelną odwagą dokonywał niepodobieństw. Wnet skupiło się koło niego kilkunastu takich, jak i on, szaleńców i zaczęły się dnie, lecące jakby na skrzydłach. Wśród krwi i kul, w huku wystrzałów i pocisków dynamitowych, w bezprzytomnym upojeniu, w gorączce nadzwyczajnych, olbrzymich zamierzeń spełnił się ten czas. Zuchwalstwo jego nie miało granic i zaprawdę, jeżeli kiedy, to wówczas znikł mu z duszy już nie strach przed śmiercią, ale samo pojęcie śmierci.
Raz tylko zdarzył się moment, gdy rozwarła się już przed nim czarna pustynia śmierci. Było to wtedy, gdy osaczony zewsząd miał już wpakować sobie w skroń ostatni swój nabój. Była to jedna chwila — i minęła i znikła bez śladu, gdy minęło samo
Strona:Andrzej Strug - Jutro.djvu/83
Ta strona została uwierzytelniona.