zapomnieniem, i sprawiało mu to rzetelną rozrywkę, gdy wyobrażał sobie zawód, jaki w swoim czasie sprawi subtelnym władzom śledczym. Zresztą myślał o tym rzadko. Długo nie myślał o niczym. Myślał o tym, co czytał, i to mu wystarczało.
Ale pewnego dnia, kiedy w najlepsze był pogrążony w swoim czytaniu, odezwał się do niego jego sąsiad o ścianę, człowiek mu nieznajomy z wolności, z którym co parę dni rozmawiał po parę zwykłych w więzieniu słów. O człowieku tym tyle wiedział, co mu sam o sobie opowiedział. Gadał o rozmaitych partjach, o bojówkach, o tym, że był złapany przy zamachu na rewirowego, co mogło być prawdą, ale z całości tych opowieści wywnioskował, że sąsiad był właściwie bandytą. — Otóż wystukał on mu wiadomość, że wrócił z sądu i jest skazany na śmierć. Obeszło go to, ale nie tak znów bardzo, gdyż było to tutaj rzeczą nader zwyczajną. Chciał coś odpowiedzieć sąsiadowi
Strona:Andrzej Strug - Jutro.djvu/89
Ta strona została uwierzytelniona.