duszę. Wszczepiły się w niego, stały się jego własne, zdarzały się chwile, że myślał i czuł tak, jakby to on miał iść jutro na stracenie. Pomąciło mu się wszystko w głowie, a kiedy nareszcie powrócił do równowagi, przyszła mu do głowy myśl, niezupełnie dlań nowa: co znaczy czas? Co znaczą te parę miesięcy, które cię dzielą od twojego czekania? Wówczas też będzie taka noc, taki świt — przyjdzie, zbliża się co chwila, idzie... Czytaj, czytaj, ale wiedz, wiedz o tym, że niedługo będziesz czytał. Zagłębił się w mroczne rozważanie. Coś się w nim zmieniło. Czuł to. To, co było przed chwilą, wydawało mu się dawnemi dziejami. Stało się tak, jak było wówczas, kiedy otwierano przed nim bramę cytadeli. Ktoś odgarnął ten czas, który upłynął do chwili wjazdu w obręb twierdzy. Zaczęło narastać nowe życie. Myślenie stało się inne. Ani smutniejsze, ani spokojniejsze, ani wyraźniejsze — ale jakieś inne.
Strona:Andrzej Strug - Jutro.djvu/91
Ta strona została uwierzytelniona.