kiejś głębiny, gdzie nurtowało dotychczas potajemnie. Już co innego zaczęły mu opowiadać czytane książki. Bywały wesołe, smutne, zajmujące, piękne, nieudolne, nudne, rozmaite, ale zawsze i niezmiennie do ich rozmaitej treści przybywał obcy, a jednak tak strasznie jakoś blizki ton. Jakiś cień kładł się na stronicach, między wierszami ukazywały się tajemnicze, oderwane, niewiadomo co oznaczające wyrazy. Dusza szukała czegoś w odmęcie zdań, myśli, obrazów i nastrojów całej tej literatury. Czekała na jakieś słowo, na jakiegoś bohatera, na jakiegoś autora. Napróżno. W niczym mu nie dopomagały wymyślone dzieje żywotów ludzkich i dusz. Nie natrafił ani na jednego pisarza, któryby przeczuł i odgadł, o co mu chodzi. Minęło spokojne, miłe, bezmyślne czytanie.
W tym właśnie czasie odbyła się gieneralna próba przed ostateczną komedją sądu. Komisja śledcza, złożona z trzech oficerów, zasypała go gradem dowodów, dokumentów,
Strona:Andrzej Strug - Jutro.djvu/93
Ta strona została uwierzytelniona.