zeznań. Były tam i rzeczy prawdziwe i dowiedzione, które istotnie miały miejsce, a tego wystarczało aż nadto. Ale przeważnie były to oskarżenia fantastyczne, bajki i oczywiste nonsensy — wszystko ściśle i formalnie stwierdzone i zadokumentowane. Powtórzył im jeszcze raz, że obstaje przy tym, co raz powiedział, to jest, że żadnych zeznań dawać nie będzie. Tedy zaczęto wprowadzać jednego za drugim zawodowych szpicli, policjantów, żołnierzy, jakichś nieszczęśliwych biedaków, którzy za cenę życia udawali wszystko wiedzących prowokatorów, wreszcie przesunęła się galerja prawdziwych zdrajców, spokojnych i bezczelnych. Tłum ten mówił i plótł rozmaite rzeczy. Jedni go znali i wymieniali jego „prawdziwe“ nazwisko, inni poznawali go jako sprawcę pewnych zamachów, zdrajcy wpierali w niego różne zbrodnie. Inni mówili krótko: nie znam, nie poznaję, nie widziałem. Słuchał tego wszystkiego z ciekawością. Miał trzy nazwiska, na-
Strona:Andrzej Strug - Jutro.djvu/94
Ta strona została uwierzytelniona.