Strona:Andrzej Strug - Jutro.djvu/98

Ta strona została uwierzytelniona.

grzeczności, pochwały dla jego męstwa i zapytania, zapytania. Jeden przez drugiego pytali o drobne szczegóły, to prosili o dopełnienie zeznań (jak gdyby był cośkolwiek zeznał). Zaczęło mu się mącić w głowie — zdawało mu się, że jest między warjatami. I dopięli swojego żandarmi: nie mógł wytrzymać i zaczął odpowiadać... — A niech nam pan też jeszcze powie, czy wojskowa organizacja ma swoją osobną bojówkę? — Zobaczycie ją niedługo, jak żołnierze wyjdą z koszar bataljonami! — I pan naprawdę w to wierzy? — A wy naprawdę nie boicie się tego? — No, dzielny z pana człowiek, ale nic z tego, powiesimy pana, jeżeli... — To pewne, ale i was do tego czasu powystrzelają. — Poczekamy, jeszcze poczekamy... — Kto wie, jak będziecie teraz wracali na obiad do miasta — tak gdzieś na rogu Długiej i Bielańskiej — trach... — Tak, wojna, wojna... — I tak się skończy, jak japońska. — No, ale tego pan już nie zobaczy? —