Życzę wam, byście zdrowi doczekali, powieszą was na Placu Teatralnym! — Dosyć tego, co za nachalstwo! Ej, wyprowadzić!
Po jakimś czasie otrzymał gruby plik papierów — akt oskarżenia. Nie czytał go. Co tam mogło być zajmującego? Co tam mogło być nowego? Zbliżający się sąd była to dlań tylko zbliżająca się śmierć. Nietylko dla tego, że był pewny wyroku. Sam sąd, sama procedura, sam ten wielki — ostatni bój z wrogiem, nie miały dlań żadnego znaczenia. Nie zamierzał manifestować, ani wypowiadać wielkich, wstrząsających, programowych mów. Były to w jego oczach rzeczy małe, teraz już niepotrzebne, poniżające istotną wielkość Rewolucji. Drwić z sędziów, wymyślać na carat i irytować całą tę katownię tymbardziej. Chciał zachować powagę swoją i powagę Sprawy. Powagę — milczenia. Nie zaprzątał też sobie głowy całym tym sądem.
Strona:Andrzej Strug - Jutro.djvu/99
Ta strona została uwierzytelniona.