Miss Jenny przymknęła oczy w upojeniu. Do duszy jej wpłynęła fala rozkosznej trucizny tych ostatnich strof uwielbianego poety:
Je suis un berceau
Qu’une main balance
Au creux d’un caveau:
Silence, Silence!...
Opadła na kolana ciężko oprawna książka. Zapomniany został poeta, ukochany ponad wszystkich, znikło jego imię, znikła sama treść wzruszenia. Bezimienny ból, mieniący się na mgnienie oka w niewiadomą, najtajniejszą rozkosz, okropny strach przed okrucieństwem jakiejś niesłychanej prawdy, to znowu moment ciszy. Kojący spokój jesiennego, pogodnego popołudnia, zapach więdnących liści, uśmiech błogości. Na jej obliczu, wysubtelnionem przez nadwrażliwość, napiętnowanem przez dziwną chorobę, nad którą radzili bezradnie od lat najznakomitsi lekarze świata, odbijała się wyraźnie