Strona:Andrzej Strug - Portret.djvu/20

Ta strona została przepisana.

niowo, dzień za dniem, spostrzegał i przypominał sobie mnóstwo rzeczy, myśli, ludzi, zdarzeń. Już odróżniał w otaczającym go życiu rzeczy miłe i niemiłe; dotychczas, od niepamiętnych zda się czasów, było mu wszystko jednakowo obojętne. Zaczął bywać u Żaby, czytywał z pewnym zajęciem gazety, śmiał się z dowcipów, odpowiadał, kiedy go o co zapytano, ale przeważnie milczał. Przyglądał się ludziom z ciekawością.
Kompanja postarzała, ale ani się dorobiła, ani nabrała statku. Byli to już szpakowaci, ołysiali, ale zawsze jeszcze obiecujący młodzieńcy, którzy rozumowali i wogóle zachowywali się tak, jak gdyby życie stanęło dla nich na roku dwudziestym i którymś i nie posuwało się dalej. Siewierskiemu było dobrze w atmosferze tej lekkomyślności. Nic tam dla nich nie było ważnego, ani pilnego, ani świętego. Kpili ze siebie nawzajem zjadliwie i w żywe oczy. Nikt tam nie potrafił nic ukryć; wszystkie sekrety były wspólne. Ani etykiety, ani tak zwanej etyki. Kompanijka składała się niby z ludzi przeciętnie uczciwych, ale plątał się tam stary aktorzyna, Czaprański, który przedstawiał się zwykle sam jako „Jan Czaprański, znany szubrawiec“. Był to brudas cyniczny i otwarty, który za nic się nie obrażał z zasady. Ten znosił plotki i anegdoty ze świata teatralnego, a utrzymywał się z ułatwiania stosuneczków z aktorkami teatrów rządowych i prywatnych. Urzędował jednak w innej cukierni, a do Żaby przychodził tylko dla miłego towarzystwa i żeby odetchnąć raz na dzień, jak się wyrażał, uczciwą atmosferą. Mocno niepodrabianą szujowatością zalatywało i od reportera Michorewicza, który znowu znał wszystkie skandale i całą