Strona:Andrzej Strug - Portret.djvu/33

Ta strona została przepisana.

Nadeszła wiosna.
Siewierski dał na wystawę jeden tylko obraz. Nabywca znalazł się natychmiast, ale zwiedzający wystawę i recenzenci byli mocno niepewni, czy mają się oburzać, czy też zachwycać. Wahania, jak wszelkie wahania, przecięła ręka kościoła. Organy katolickie podniosły swoją wrzawę, organy postępowe wstrzymały się od wyraźnego sądu i pan oberpolicmajster, zwiedziwszy wystawę, polecił usunąć „Orchideę“. Nabywca był uszczęśliwiony i zabrał swój obraz, żeby napawać się nim niepodzielnie. Siewierski śmiał się, a pani Narcyza również, choć w głębi duszy żałowała, że tłumy przestały już podziwiać jej ciało. Przez te kilka dni codziennie bywała na wystawie, stawała skromnie na uboczu i błądziła spojrzeniami po tłumach, zgromadzonych przed płótnem. Dumą i rozkoszą zdejmowały ją uwielbiające i pożądliwe oczy mężczyzn, zawstydzone, oburzone i z głębi duszy zazdroszczące jej spojrzenia kobiece. Usłyszała nawet, że dwaj starzy jegomoście-dżentelmeni wymienili jej nazwisko. I to ją bawiło.
Przydały się Siewierskiemu studja nad kwiatami, przydała się i pani Narcyza. Stos kwiatów zapełniał olbrzymie płótno, zapełniał całe tło i kwiaty zdawały się wysypywać poza ramy. Orgja niebywałych, potwornych kwiatów, najprzeróżniejszych orchidei, olbrzymich, puszystych i kolczatych róż, biła wszystkiemi barwami. Mąciło się w oczach od chaosu złowrogich kształtów, konwulsyjnie skręconych łodyg, rozwartych kielichów. Zdejmował niepokój przed zagadką, która kryła się w tych kwiatach, które wiły się, roiły, tłoczyły i zdawały się być w ciągłym ruchu.