Strona:Andrzej Strug - Portret.djvu/41

Ta strona została przepisana.

za jego siatką. Tasama zrudziała czapa sportowa na łysej głowie. Skąd ja wiem, że on łysy? Kiedy zawsze w czapie? Wiem!
— Ty! Łysy! Czapka ze łba! Rozumiesz! To nie Tworki! Pocoś tu wlazł? Gadasz? Nie gadasz? Wynoś się...
Wróg znikł w jednej chwili, jakby zgasł. I w tejsamej sekundzie zadzwoniono mocno do drzwi wejściowych.
Siewierski zerwał się i znieruchomiał. Co robić? Walczyć? Strzelać? Poddać się Nadsłuchiwał. Ktoś nacisnął dzwonek mocno. brutalnie, trzymał długo. Ale Siewierski wytrzymywał, zacisnąwszy zęby. Wreszcie, kiedy trajkotanie elektrycznego dzwonka wypełniło mu całą głowę i zaczęło ją rozsadzać, nie mógł znieść bólu i poleciał do drzwi.
— Czego tam po nocy? Psy! Wasze psie prawo czekać do rana. Nie otworzę! Won, bo was tu ze wszystkich schodów!...
Dzwonek urwał nagle, aż zabolało w głowie. Za drzwiami się śmieją. Siewierski w furji zapomina o niebezpieczeństwie i odmyka drzwi — zostawia jednak łańcuch.
Co za radość!
Za drzwiami stoi Prycza, a z tyłu za nim Michorewicz z Czaprańskim. Wszyscy trzej pijani.
— Witajcież, mili goście! No, no — właśniem o was myślał. To dobrze, wspaniale!
— A może za późno? Może przeszkadzamy, może szanowny pan nie sam w obecnej chwili? — ceremo-