Strona:Andrzej Strug - Portret.djvu/51

Ta strona została przepisana.

semi stopami chodzą koło łóżeczka cierpiące, pokutujące zacoś dusze.
Zapomina o wszystkim, kiedy rano przychodzi doktór z anegdotami. Piją wino, grają w szachy. Z dumą gra, udając dorosłego, i za każdą part ją wygrywa. Wesoło.



Po trzech tygodniach, zataczając się na dziwnie słabych nogach, z zamętem w głowie szedł Siewierski, odpoczywając na każdym stopniu schodów — do pracowni. Wzruszenie jego było bolesne i lękliwe. Wsparty ręką na klamce, stał długo, bojąc się wejść.
Mógł tam kogoś zastać. Kto wie? Przyłożył ucho do drzwi, nadsłuchiwał. Odchodził ode drzwi, powracał, namyślał się. Wreszcie rozgniewał się na siebie, opanował się i wszedł.
Odrazu ogarnął go ciężki smętek. Jakiś niemy, zduszony jęk błądził po wielkiej, przyćmionej przez posępny dzień pracowni. Ożyła w tym miejscu pamięć czyjejś niezmiernej krzywdy. Krzywda nie da się już naprawić — można jej żałować, można ją opłakiwać, bez końca, obchodzić wieczną żałobę. Któż to cierpiał? Kto to umarł w cierpieniu? Kto z krzywdą swoją odszedł nazawsze?...
Siewierski usiadł na otomanie i płakał cicho. Był słaby i zgnębiony, jakgdyby dopiero teraz zdjął mu ktoś z oczu dolegliwą mgłę, w której wszystko dotąd ryso. wało się niepewnie, fałszywie, obłędnie. Już nic nie I mieszało się ze sobą w bezładnych wirach. Spostrzegały oczy każdą rzecz zosobna i każdy jej szczegół. Wspominały wszystko bez zawodu. Widziały to— co było.