Strona:Andrzej Strug - Portret.djvu/53

Ta strona została przepisana.

pomnik niebosiężny duszy dusz i sercu serc. Tam utopiłby wszystkie swoje bóle i całą „Jej“ prawdę. Oddałby temu wszystkie siły, wszystką krew i padłby martwy, ukończywszy dzieło. Uczyniłby — co był poprzysiągł. Teraz nie. Teraz koniec. Ale wówczas? Czemu zawistne piekło zesłało na niego nieszczęście? Czemu odebrało mu oczy, duszę i wydarło mu pędzel z ręki? Czemu onego dnia odrywali jego rękę od sztalugi podli siepacze tutaj w tej pracowni i pastwili się nad nim, gniotąc mu piersi kolanami? Przemogli go, opanowali, związali mu ręce i nogi, zabrali...
Szalona zawziętość, furja nieprzytomna przeciwko chamom w białych fartuchach... Przelatuje widmo białego pokoju, sznurowej sieci, „łysego“ w czapie.sportowej, który draźni się z nim dnie i noce...
Już się opanował.
— Byłem warjatem... Ozdrowiałem. Chodzę, jem, piję. Ale już nie żyję. Tutaj u stóp rozpoczętego dzieła zostało życie. Zadeptali je siepacze. Oto wszystko. Nie zostało nic. Nawet wspomnienie — bom już niegodzien wspominać.
Siedział Siewierski, nie odrywając oczu od falujących w łunach chmur. Powstawał zwolna, budował się, zapełniał się obraz. Tworzyły się dzieje całej ludzkości: cierpienia, wysiłki i walki, bohaterstwa, klęski, zwycięstwa, cmentarze mogił, pomniki chwały. Z rojowiska kształtów, z zamętu zamalowanej płaszczyzny dobywało się tajemnicze słowo, wyciskała się pieczęć wszechwiedzywidomy jasny znak, którym przemówi dzieło do człowieka. Ustala się wśród ciszy boska harmonja — niesłychane nadludzkie objawienie. Stawał się cud... Aż